O SMERFACH MARUDACH

"Liczy się każdy dzień"

W dzieciństwie jedną z moich ulubionych bajek były "Smerfy". Oj, bardzo chciałam żyć w ich wiosce, mieszkać w domku-muchomorku, jeść przysmaki Łasucha, kumplować się ze Smerfetką, razem ze Zgrywusem robić wybuchowe niespodzianki Ważniakowi, opiekować się Ciamajdą. Bardzo rozczulał mnie Śpioch. Wioska Smerfów była dla mnie wymarzoną krainą radości i przygód. Nie przeszkadzał mi nawet Gargamel. Nie rozumiałam, więc zupełnie postawy Marudy, który wiecznie "czegoś nie cierpiał". Mieszkał w wiosce moich marzeń, tak innej od tej, w której mi przyszło przeżywać swoje przygody, a na pewno dużo ładniejszej i jeszcze śmiał marudzić!? Mam nadzieję, że wszyscy czytający ten tekst znają tą bajkę. Trudno byłoby mi uwierzyć, że nie znacie ani jej, ani jednego z jej bohaterów tj. wspomnianego Marudy, ponieważ zbyt często patrząc i słuchając różnych osób widzę jego skwaszoną minę. Nie jestem hipokrytką, są takie chwile, że patrząc w lustro, też go widzę.


Dzisiejszy wpis pragnę zadedykować wszystkim Smerfom Marudom, których niebieska skórka przebija spod naszych bladych lic. Tym którzy:
- nie cieszą się z życia w swojej wiosce, która dla wielu patrzących z boku jest krainą marzeń,
- kolejny krok na ścieżce swojego życia zdają się robić jakby za karę,
- wciąż odczuwają niezadowolenie z jakiejś sytuacji lub okoliczności, które stały się ich udziałem,
- dostrzegają w sobie jakiś brak fizyczny lub duchowy lub nie akceptują w sobie jakiejś cechy,
- są niezadowoleni ze stanu posiadania,
- nie dostrzegają sensu swojego życia,
- widzą przed sobą piętrzące się przeszkody, uniemożliwiające im, jakby się mogło zdawać, osiągnięcie poczucia szczęścia.

Smerfie Marudo, "znajdź powód, by pocieszyć swe serce, smutek oddal od siebie. Wielu bowiem zgubił smutek, nie ma z niego żadnej korzyści. Zazdrość i gniew skracają dni życia, a troski sprowadzają przedwczesną starość" (Syr 30, 23-25).
Kolejna nieżyciowa porada niemożliwa do zastosowania? Nie i to nie dlatego, że w Biblii nie ma pustych sloganów. To Słowo jest żywe i ma żyć w nas. Wiem Smerfie Marudo, że twoje życie jest trudne, pełne sytuacji bez wyjścia i takich jedynych w swoim rodzaju. Wiem, że łatwo mi pisać, bo co ja tam wiem. Masz trudną pracę. Chorobę tak straszną, że siły zabiera. Dziecko najtrudniejsze z możliwych, chorowite i generalnie bardzo wymagające. Sytuację finansową przy której profesor SGH wymięknie. Problem, którego nie da się rozwiązać. Wiem, brakuje ci czaru Georga Clooneya, urody Angeliny Jolie, bo gdybyś je miał niejedne drzwi stałyby przed tobą otworem. Wiem, że brak ci fantazji Tolkiena, świętości Jana Pawła II, głosu Celine Dion. Podejrzewam też, że trawa w twoim ogródku jakaś wyjątkowo bladozielona. Więc jak tu się cieszyć i czym się radować, kiedy rzeczywistość tak szara, że mysz się przy niej chowa, a na usta się cisną takie słowa, że "szkoda gadać".

Smerfie Marudo, także ty we mnie, chciałabym Ci opowiedzieć o pewnym człowieku. Ale nie po to, aby dyskutować i udowadniać, kto ma więcej powodów do zmartwień i może się czuć usprawiedliwiony w swoim marudzeniu. Nie, nie... Porównywanie, bez względu na to w jakim świetle nas stawia w efekcie zestawienia - glorii chwały, czy buzią przy ziemi - jest niepotrzebne i szkodliwe. Nie chodzi więc o to, aby licytować się kto ma gorzej, lecz o to by dostrzec co naprawdę jest przeszkodą, która stoi na drodze uznania i poczucia się jak człowiek wspaniały i spełniony.

Tym, którzy uważają, że brakuje im "czegoś" do życia w pełni, polecam zaznajomić się z historią, a właściwie świadectwem życia Nicka Vujicicia - człowieka mocno kompletnego, w swojej fizycznej niekompletności. Nick urodził się bez rąk i nóg. Jego pojawianie się na świecie w takiej "formie" jak napisałam, nie zostało okrzyknięte cudem narodzin ani przez rodziców, ani personel medyczny. Pierwsi byli zrozpaczeni i rozczarowani, drudzy skonsternowani. Przywitano go jako "wybryk natury" - korpus z kurzym udkiem. Rodzice nie od razu byli w stanie wyrazić Bogu wdzięczność za "takiego" syna. Przez wiele lat, żył jak "kosmita", odmieniec, świadomy swojej ułomności, braku perspektyw, przekonany, że zawsze będzie ciężarem dla swoich bliskich. Miał wszelkie powody by nazwać się Naczelnym Smerfem Marudą na Ziemi. Jeśli ktokolwiek mógłby otrzymać pozwolenie, aby zamieszkać w łóżku i pogrążyć w żalu ze względu na swoje ograniczenia, to On miałby duże szanse dostać przepustkę do "nic-nie-robienia". Ale Nick Vujicic znalazł powód, aby pocieszyć swe serce. Przeżył trudne lata, chwile słabości, okresy załamania, momenty, które doprowadziły go na skraj tj. do podjęcia próby samobójczej. Stoczył wiele bitew ze sobą. Nie raz spierał się z Bogiem m.in. o kończyny, które nie chciały wyrosnąć mimo modlitw i wiary we wszechmoc Boga, o miłość, która nie nadchodzi mimo palącego pragnienia. Mierzył się z trudnościami i przeszkodami napotkanymi w życiu codziennym, tak banalnymi jak mycie zębów, wchodzenie po schodach, zjedzenie posiłku.
Tak jak wspomniałam Bóg, nie sprawił, że Nickowi wyrosły nagle nogi (chociaż wiara, że jest to możliwe nadal go nie opuszcza, na dowód czego trzyma w szafie parę butów, tak na wszelki wypadek:)), ale dotrzymał innego Słowa, zapisanego dawno temu, a żywego w odniesieniu do sytuacji Nicka: "ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły, biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą" (Iz 40, 31).
I tak, tan chłopak bez nóg "idzie" przez świat i jest bardzo skutecznym mówcą motywacyjnym, gromadzącym tłumy na stadionach. Chłopak spisany na straty, po ludzku bez perspektyw daje nadzieję i inspirację milionom ludzi na całym świecie. Działa charytatywnie, kieruje własną firmą, prowadzi szkolenia biznesowe, spotyka się z ważnymi tego świata. Przełamuje bariery, pokazując, że prowadzi ekscytujące życie i jest człowiekiem spełnionym! Jeździ na deskorolce, serfuje, gra na instrumencie, gra w golfa, pływa. Człowiek, który miał być ciężarem dla innych, za samodzielnie zarobione pieniądze zakupił dwa domy na różnych kontynentach. Jest mężem pięknej kobiety i ojcem zdrowego, w pełni sprawnego dziecka. Człowiek, który wydawał się skazany na samotność, bał się, że nie będzie w stanie nałożyć na palec obrączki swej wybrance, znalazł więc sposób by tego dokonać i to bez pomocy protez i osób trzecich.

Skoro nie pomógł mu żaden cudowny wynalazek protetyczny, to co takiego?

Otóż szczęście odnalazł, gdy uświadomił sobie, że mimo ułomności jest DOSKONAŁYM Nickiem Vujiciciem - Bożym stworzeniem, zaprojektowanym zgodnie z planem Stwórcy. Bóg powołuje swoje dzieła - ludzi, w określonym celu. Dlatego Nick uznał, że nie wolno akceptować narzuconych ograniczeń i krępować Bożej miłości. Dostrzegł, że każdy z nas ma wybór. Możemy skupić naszą uwagę na rozczarowaniach i brakach, wybrać zgorzknienie, smutek i złość. Jednak możemy także wziąć odpowiedzialność za nasze szczęście w swoje ręce i to nawet wtedy, gdy życie jest trudne lub spotykamy nieprzychylnych ludzi. "Zostałeś ukształtowany tak, by idealnie odpowiadało to Twojemu życiowemu powołaniu. Jednocześnie powinieneś stale dążyć do tego, by być lepszym człowiekiem, przełamywać ograniczenia i odważnie realizować marzenia. Chcę ci powiedzieć, że niezależnie od warunków i okoliczności, w jakich żyjesz, możesz zmienić ten świat na lepsze - masz misję, która może wypełnić Twoje życie do ostatniego tchnienia."*
Jeśli nawet przyszłość nie rokuje zbyt optymistycznie. Jest nadzieja! Nadzieja w Tobie. Lepsza przyszłość jest możliwa i to także dzięki twojej dzisiejszej FRUSTRACJI, która wskazuje, że oczekujesz czegoś więcej, dzięki twojemu PRAGNIENIU zmiany i najważniejsze dzięki twojemu DZIAŁANIU, które doprowadzi do pozytywnych zmian!
Mamy w sobie wspomnianego wcześniej Smerfa Marudę, frustrata, któremu coś się nie podoba. Zastanówmy się co, nazwijmy to i pomyślmy dlaczego, ale nie poprzestawajmy na tym, bo to droga do zguby, depresji i śmierci. Niech Maruda ustąpi Marzycielowi, który dostrzeże, że życie jest pełne możliwości. We wszystkich trudnych chwilach należy kierować się wiarą w to co potrafimy sobie wyobrazić, a nie ufać wyłącznie temu co widzimy. Wyobraźnia pomaga spojrzeć na siebie oczami Boga. Nick postanowił zamarzyć z Bogiem, zaufać Mu, dzięki czemu pisze: "Mam w sercu niezachwianą pewność, że nawet bez rąk i nóg mogę prowadzić cudowne życie. Także przed Tobą otwierają się nieograniczone możliwości. Nie trać wiary w to, że jeśli zrobisz wszystko co w Twojej mocy, by zrealizować marzenia, Twoje starania zostaną nagrodzone."** 
Zwróćmy uwagę na słowa zrobisz i starania, oznaczające konkretną pracę, którą należy wykonać. Odnalezienie w sobie Smerfa Marzyciela nie jest ostatnim etapem drogi. Potrzeba jeszcze Pracusia, który będzie DZIAŁAŁ, aby pozytywna zmiana stała się rzeczywistością.

Nie marnujmy czasu, bo liczy się każdy dzień. Póki żyjemy wszystko jest możliwe, także lepsze jutro. Kto z nas chce odejść z tego świata jako Smerf Maruda i stanąć w takiej postawie przed Panem, narzekając na otrzymane dary? Z perspektywy Nieba okaże się, że były one wystarczające. Śpieszmy się żyć w pełni, aby nie zabrakło nam czasu na bycie Marzycielem i Pracusiem, a w końcu także Zbawionym. Zmarła przed kilkoma dniami Anna Przybylska powiedziała w jednym z wywiadów, że wierzy, iż jej choroba jest "po coś". Ja też w to wierzę. Nie byłam jakąś jej nadzwyczajną fanką, ale jej odejście stało się pożywką dla moich myśli. Piękna, młoda, sławna, utalentowana, szczęśliwa odeszła szybko i niespodziewanie. Wiem, że wszyscy kiedyś umrzemy dla tego życia, ale często wpadam w pułapkę, że mam jeszcze czas. Także na życie w pełni. Za często, mimo innych chęci, dopuszczam do głosu Marudę, podcinam skrzydła Marzyciela, tłumię zapał Pracusia. A przecież naprawdę liczy się każdy dzień, bo nie wiadomo ile ich jeszcze zostało.

Cieszę się, że Anna Przybylska według opinii bliskich osiągnęła etap Pracusia dokonując mądrego w tym względzie wyboru. Oby i nam nie zabrakło zapału. Mamy ręce, mamy nogi, nic nie stoi na przeszkodzie, aby żyć bez ograniczeń. Chyba że sami zdecydujemy inaczej. Pamiętajmy, że z Bogiem wszystko jest możliwe.

Chwała Panu!

PS. Wszystkich zaintrygowanych historią Nicka Vujicicia, odsyłam na youtube, gdzie roi się od filmików o nim i z jego udziałem oraz do książki cytowanej w niniejszym wpisie (namiary pod filmikami).






* Nick Vujicic, "Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!", Wrocław 2012, s. 15. 
** s. 82.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wpis, chwilę potrwa zanim pojawi się na blogu.