„Wszystko mam w Tobie...”
Przeczytałam niedawno, że Bóg jest tym, który zaopatruje.
I tak sobie myślę, rewidując wspomnienia, że to słuszne słowa. Przecież
ukształtował mnie w łonie matki, znał mnie, zanim przyszłam na świat uświęcił
mnie (por. Jr 1,5). W jedynym okresie mojego życia kiedy umiałam pływać tj. pod
sercem mojej mamy, „nadał mi imię” (Iz 49, 1) i postanowił, że mam być Jego
sługą (por. Iz 44, 21). A o ile będę Go słuchała poprowadzi mnie drogą, którą
powinnam kroczyć (por. Iz 48, 17), bo On zna plany, które ma wobec mnie, aby
spełnić moje nadzieje na przyszłość (por. Jr 29, 11).
Dał mi talenty i pragnienia. Cytując Magdalenę Frączek
„On dał mi te długie nogi, bym mogła się trzymać Jego drogi”. Ale postawił
także, na tym pielgrzymim szlaku, ludzi, którzy na różnych etapach towarzyszyli
mi, pomagali, opiekowali, uczyli, denerwowali, itd. Tacy zwykli-niezwykli,
kochający i wściekający mnie (słowotwór), aż do zaawansowanego stadium
wścieklizny, fantastyczni i nudni, tacy, jakich ich Pan uczynił, a w każdym
razie odpowiedni, aby zaopatrzyć mnie na danym etapie drogi. Pojawiali się na
krótko, długo, znikali i wracali lub po prostu byli od zawsze. Dziś dziękuję Im
wszystkim. Dziękuję za Nich Bogu. Niech Im błogosławi i będzie w Nich
uwielbiony. Co tam, niech dziś będzie ten dzień, w którym w dużym skrócie
opowiem światu (szumnie brzmiące słowo, ale statystki z dnia pierwszego mojego
pisania mam niezłe) coście dla mnie uczynili. Czasami nieświadomie i przez
zdawałoby się drobiazg, jednak dodając swoją cenną cegiełkę, budującą miejsce,
w którym jestem.
Moim Rodzicom, co tu dużo mówić, dziękuję za wszystko, co
od nich otrzymałam, szczególnie za polędwiczkę bez tłuszczyku, modlitwy kiedy
ruszałam na szlak pielgrzymkowy, mega troskę w chorobach, a Tacie, szczególnie
za to, że kiedy wybrałam sobie wbrew wszelkiej logice i ku przerażeniu mojej
mamy egzotyczny kierunek studiów pod nazwą „nauki o rodzinie” zachował spokój i
poczucie humoru mówiąc, że po tym też można zostać prezydentem (na szczęście
dla kraju, nie mam takich aspiracji).
Mojemu Starszemu Bratu dziękuję za to,
jakim był dla mnie błogosławieństwem. I choć po tym, jak zdeptałam przypadkiem
mając jakieś 1,5 roku Jego ukochane zwierzątko - chomika, a potem przez lata
stałam na linii boiska piłkarskiego, kiedy On rozgrywał mecze życia krzycząc
„chcę do domu, pobaw się ze mną lalkami” i pewnie za sprawą jeszcze innych
"zasług", Jemu będzie trudno nazwać błogosławieństwem posiadanie
młodszej siostry, to i tak Ci dziękuję. Dziękuję za rolki targane z Niemiec, za
kapok, tikusia, rok dowożenia mnie na studia, co wymagało nieraz zrobienia 3
kursów w tą i z powrotem w ciągu weekendu i dostosowania swoich planów do
rozkładu zajęć. Dziękuję!
Mojej Przyjaciółce dziękuję za dar przyjaźni. Wcale bez
przesady mogę stwierdzić, że o naszych przyjacielskich perypetiach można by
założyć nowego bloga. Poznałyśmy się wcześnie (mając trzy latka), mieszkałyśmy
blisko siebie i byłyśmy nierozłączne, co na przestrzeni ostatnich lat niestety
uległo zmianie. Musimy zagęścić częstotliwość spotkań! Sprawiłaś, że moje życie
nie było samotne, wiedziałaś o mnie wszystko, a i tak z jakichś względów mnie
kochałaś najprawdziwszą przyjacielską miłością. Zrobiłaś dla mnie wiele,
wielkich rzeczy. Broniłaś przed wilczurem paletką od badmintona (to cud, że cię
nie zjadł, kiedy bezpiecznie siedziałam na trzepaku), rozegrałaś miliony meczów
badmintona znosząc moje nerwy, kiedy lotka po sto-którymś odbiciu wreszcie
upadała na trawę, byłaś dzielnym żołnierzem, towarzyszem broni, kiedy
katowałyśmy pegasusa grając w contrę, wlokłaś mnie za sobą na rowerze, kiedy
zmęczona pedałowaniem odpoczywałam uczepiona twojej ręki (a zazwyczaj byłam
bardzo słaba) i miałaś wiele innych zasług. Byłaś zdolna do wielu poświęceń dla
naszej przyjaźni, tym bardziej dziwię się, że kiedy wymyśliłam, super kryjówkę
w zabawie w chowanego - kontener na śmieci, nie zgodziłaś się z niej
skorzystać. Zostawiłaś mnie na pastwę naszego profesora od angielskiego, kiedy
ścigał nas za to, że uniemożliwiłyśmy mu permanentnie spacer z gazetką po parku
i to ja dostałam burę. Ach i wiesz pewnie jak ciężko mi zaakceptować, że nie
chciałaś zbuntować się mamie i solidarnie ze mną nosić grubych spodni
jeansowych w 30 stopniowy upał. Ale, ale... muszę wspomnieć o innej wielkiej
Twojej zasłudze – marzyłaś razem ze mną! Kiedy w dzieciństwie postanowiłam
zostać poetką, twój dom stał się drukarnią mojej radosnej twórczości, nie
skąpiąc drogocennego i dosyć luksusowego, jak na owe czasy tuszu do kolorowej
drukarki. Twojej Siostrze dziękuję za wyrozumiałość, kiedy wykańczałyśmy
kolejną paczkę papieru i okupowałyśmy komputer, który akurat mógł Jej służyć do
innych celów, za plecak z nogawki, w którym się zakochałam i przepraszam
jeszcze raz, że dopuściłam do skasowania jednej strony Jej kasety Grzegorza Turnaua,
przez co bałam się Was odwiedzać, a co bardzo szybko mi miłosiernie mi
wybaczyła. Chwile spędzone z Wami były bezcenne i jak zwykle uśmiałam się od
ucha do ucha na ich wspomnienie! Przepraszam za wynurzenia, ale nie mogłam się
powstrzymać:)
Dzieciństwo i nazwijmy to wczesna młodość minęły
bezpowrotnie - zostały wspomnienia, do których wciąż się uśmiecham. Obecnie,
szczególną osobą, w którą Bóg „zaopatrzył” mnie na najświeższy etap drogi, jest
mój Mąż i już teraz pragnę Mu podziękować, że jest!
Moje życie, mimo że patrzę na nie, raczej przez różowe
okulary, nie było usypane landrynkami, ale czuję, że na każdy etap - trudniejszy
czy łatwiejszy, dramatyczny lub kipiący poczuciem szczęścia - zostałam
zaopatrzona w łaskę ludzi, zdarzeń, cechy, które pomogły mi go przeżyć i
przejść do kolejnego.
Ja, mnie, moje, mi itp. – dużo tych słów, w tym tekście,
ale tylko w celu namalowania obrazu tego, o czym mówię. W życiu każdego są
takie chwile, wydarzenia i osoby darowane przez Boga. Zachęcam do przejrzenia
księgi swojej przeszłości i znalezienie swoich „ja, mnie, moje, mi itp.”
Zapewniam, że przywołane na wstępie tego wpisu cytaty biblijne nie odnoszą się
wyłącznie do mnie.
Nie zawsze wszystko układa się cukierkowo. Nie każda
osoba dana przez Boga jest aniołem (prawie 100% jest tych bardziej ludzkich),
bo ludzie oprócz tego, że są dani, są też nam zadani (a my mamy być
"zaopatrzeniem" na ich ścieżkach). Nie każdy dar, wydarzenie, talent
i cecha wydawać się może, na pierwszy rzut oka, błogosławieństwem. Może po to
mamy dwoje oczu, żeby „rzucić” drugi raz? Matka Boża objawiając się Mariam
Baouardy - Małej Arabce powiedziała, że Pan Bóg daje tyle, ile trzeba do
zaspokojenia potrzeb i nie należy wymagać więcej (choć zapewniam, że daje
hojnie). Jest tym, który się troszczy. Przypomniały mi się pewne licheńskie
rekolekcje, podczas których jedna z prowadzących, zapytana skąd bierze siłę do
mierzenia się z dotkliwymi trudnościami, których od wielu lat doświadcza,
odpowiedziała, że prosi o łaskę Boga i On działa dając siłę i pomoc na następny
dzień, potem na kolejny i tak małymi kroczkami zawędrowała ten długi czas. To
zdaje się podobnie jak wyprowadzeni na pustynię Izraelici, cierpiąc z powodu
głodu, każdego dnia mieli prosić Boga o codzienne pożywienie. W odpowiedzi On
postanowił, że każdego ranka będzie im zsyłał mannę, ale tylko w ilości, która
pozwoli zaspokoić ich potrzebę jedzenia na dany dzień. Kolejnego mieli znowu
przyjść i otrzymać swoje zaopatrzenie.
Bóg zna Ciebie i mnie lepiej niż my sami i choć czasem
trudno to zaakceptować, wie czego nam potrzeba do życia i szczęścia. Prosząc o
potrzebne łaski na kolejny dzień lub wydarzenie, nie zapominajmy uwielbić Go w
tym, co już otrzymaliśmy. Dziękujmy za tych wszystkich, których postawił na
ścieżkach naszego życia z całym dobrodziejstwem niesionego przez nich
inwentarza.
Chwała Panu!
PS. W swoim pisarskim nieopanowaniu, dorzucę coś na
deser:) Kiedy tak wspominałam dzieciństwo uświadomiłam sobie, że od kiedy sięgam
pamięcią, żyłam w przeświadczeniu, że Bóg istnieje naprawdę (za ten dar
dziecięcej wiary też dziękuję, choć lubię czytać o spektakularnych
nawróceniach). Co więcej, na wiele lat przed rozpoczęciem studiów na wydziale
teologicznym byłam przekonana w swojej dziecięcej mądrości, że Bóg jest
Polakiem, Papież też (to się akurat zgadzało), a polski jest światowym językiem
urzędowym i tak oto postrzegałam nasz naród jako Naród Wybrany (ach i oczywiste
było dla mnie, że Biblię pierwotnie także napisano po polsku:)).
:)
OdpowiedzUsuń":)" jak rozumiem oznacza aprobatę? To się nazywa zwięzłość. Ale i tak dziękuję:)
Usuńojej..zupelnie zapomnialam o tym plecaku nogawce :) Jak to milo, że Ci się przysłużył! Cieszę się, że zachowałaś w sercu te miłe wspomnienia. Pragnę Ci podziękować, że moja siostra ma tak cudowną, śliczną i mądrą ,najprawdziwszą Przyjaciółkę. Myślę, że jesteś dla niej jak druga siostra. A jeśli chodzi o blog, to jest on pełen pokrzepienia i płynie z niego niezwykła moc. Będę jego wierną fanką, pewnie nie codzienną (chociaż będę się mocno starać :) , ale z pewnością będę tu zaglądać. Tymczasem ściskam mocno. Buziaki
OdpowiedzUsuńOjej, ile dobrych słów... dziękuję! Zapraszam do blogowej lektury, kiedy tylko znajdziesz chwilę, ale także czekam na spotkanie na żywo! A póki co ściskam za pośrednictwem monitora:-*
UsuńMoja kochana Przyjaciółko, a ja Ci dziękuję za to, że po prostu jesteś i Cię spotkałam na swojej drodze, za to, że dzięki Tobie poznałam prawdziwą przyjaźń i za to, że na myśl o tych wspomnieniach łezka w oku mi się zakręciła. Nie mogłam inaczej wymarzyć sobie dzieciństwa jak właśnie tak, jak je opisałaś, tchnęłaś w nie swoje pomysły i sprawiłaś, że było kolorowe i wesołe, a nie smutne i nudne. Przeszłyśmy wiele, co doprowadziło nas do tego momentu, w którym jesteśmy i teraz cieszę się, że swoje doświadczenia i mądrość możesz przekazać innym w taki właśnie sposób, jak ten blog. Niech będzie on inspiracją dla Ciebie i ludzi, którzy potrzebują takich słów mądrości Bożej. Zawsze wiedziałam, że masz dar do pisania i cieszę się, że możesz go w taki sposób wykorzystać. Pisz więcej, a ja z niecierpliwością oczekuję na następny Twój wpis.
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Bez Ciebie nie byłabym tym kim jestem!
Usuń